Zadzwonił do mnie młodzieniec lekko po czterdziestce, który od kilku lat był euforycznym zwolennikiem sił oporu, wolności i demokracji. Przy każdej, bardzo wątpliwej dla najbardziej nawet zażartych przeciwników faszystowskiej junty okazji, wpadał w euforię, że to już jej koniec.
Nic takiego nie następowało i kolega wpadał powoli w depresję, również dlatego, że nie wiodło mu się na niwie zawodowej. Tułał się od jednej firmy do drugiej, gdzie prywatny kapitał wyciskał z niego resztkę entuzjazmu i sił witalnych, których to kolega nie posiadał za już wiele, bo w młodości się za bardzo nie oszczędzał.
Jednym słowem chujówka.
I nagle bum!!!
Kolega złapał robotę w państwowej, porządnej i bardzo bogatej firmie, gdzie jak mi donosił cały w skowronkach, nic się nie robi, wszyscy są zadowoleni, pieniądze całkiem przyzwoite no żyć nie umierać. Jest podobno nawet na tyle przyjemnie, że przychodzi do pracy godzinę wcześniej. Na to ja się zapytałem kąśliwie - a jak to się ma do twoich przekonań politycznych, bo przecież to ministerstwo jest narzędziem niszczącym świętą wolność i demokrację, o którą tak dzielnie walczyłeś?
I co słyszę z ust kolegi wojownika?
- A chuj z demokracją, zresztą tu fajni ludzie pracują, a do tego jakie dupy!
I tu właściwie mogę zakończyć ten temat, bo wnioski nasuwają się niestety jednoznaczne
. Na pewno są jeszcze ludzie, którzy naprawdę wierzą w to co robią i robią to dla idei, ale większość to właśnie tacy koledzy.
I szkoda naszej energii i zdrowia, żeby im pomagać w zapewnienie dobrego, wygodnego życia. Bo wszystkie rewolucje tak właśnie się kończą. Jedni zastępują drugich w tysiącach do tego powołanych państwowych instytucjach, w których obrona wolności i demokracji jest podstawowym priorytetem, gwarantującym niezłomnym obrońcom dostatnie i wygodne życie. Za nasze pieniądze oczywiście.
Tak było, jest i zawsze.
Pozdr drm
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz