Chodził po dworcu bez żadnego celu, ale również dlatego, że znalazł na podłodze przy kiosku jakąś drobną monetę i odtąd przemierzał dworzec ze spuszczoną głową wypatrując drobnych. Miał już jakiś plan na kilka najbliższych godzin. Po wyjeździe z prowincji zostało mu parę koron na najczarniejszą godzinę, ale chociaż był wściekłe głodny, postanowił uzbierać w ten sposób na bułkę z kiełbasą, którą wypatrzył w kiosku dworcowym, obok którego przechodził już dziwnym trafem kilka razy. Zresztą pod tym właśnie kioskiem znalazł najwięcej monet. Po pięciu godzinach miał dwie korony, a upragniona kiełbasa kosztowała trzy. Kiedy po dalszych dwóch, dobił do trzech koron, był mocno osłabiony i kiedy w końcu dorwał się do żarcia, Szwedzi odwracali wstydliwie głowy niezwyczajni takich widoków.
Pokrzepiony posiłkiem i sukcesem, jakim było uzbieranie na niego w tak oryginalny sposób, nabrał trochę optymizmu i spojrzał na swoją sytuację nieco weselej. „W razie czego mogę na tym dworcu przeżyć jakoś nawet kilka dni, a w międzyczasie coś na pewno się załatwi”- pomyślał już w lepszym nastroju. Ta zmiana szybko przełożyła się na kolejny sukces, jeśli mierzyć to oczywiście miarą, właściwą w kontekście jego katastrofalnej sytuacji. Jest takie miejsce na tym dworcu, do którego ciągle zaglądał, przemierzając kilometry w poszukiwaniu drobniaków. Otoczony barierką otwór w podłodze głównej hali, przez który było widać tłumy ludzi śpieszących w różnych kierunkach. Patrzyło się w dół, czas mijał niepostrzeżenie i wpadało się w stan podobny do letargu, co dla Daria w jego tarapatach było mile widziane. Głód nie szarpał wnętrzności tak gwałtownie, a on sam nie myślał tak intensywnie o dramatycznej sytuacji w jakiej się znalazł.
To właśnie w tym miejscu, kiedy za którymś razem powiesił się na poręczy i zapadał w błogi stan odrętwienia, zdarzyło się coś co pozwoliło mu dać sobie radę i doświadczyć rzeczy, o których miał do tej pory mgliste pojęcie. Można powiedzieć, że dał się poderwać grubiutkiemu, jowialnemu grubaskowi, który czaił się tam widocznie już od jakiegoś czasu, bo jego twarz wydawała się Dariowi znajoma. Kiedy tak stał w tej swojej hibernacji, z wypiętym bezwiednie tyłkiem, pączek podszedł do niego i zagadał najpierw po szwedzku, niemiecku i w końcu po angielsku. Po kilku zwyczajowych w tej sytuacji zdaniach, nie owijając w bawełnę Dario przyznał się, że nie ma siły na dalszą konwersację, bo umiera z głodu. Po prostu.
Facecik nie był w stanie ukryć błysku tryumfu o oczach. Oto biedna, głodna umęczona zwierzyna sama pcha się pod jego lufę i wystarczy tylko trochę niekosztownych zabiegów i hulaj dusza!
Kolejne naiwne Szwedzisko miało się przekonać, jak nieprzewidywalny i przebiegły może być charakter polskiego turysty, wykuwany pieczołowicie przez długie lata w realnym socjalizmie. Na usprawiedliwienie gościa trzeba powiedzieć, że pomimo lekko już widocznych oznak zaniedbania, miał do czynienia z młodym, sympatycznym i atrakcyjnym, już nie nastolatkiem wprawdzie, ale jeszcze młodzieńcem. Zresztą jak się później okazało, nie było to dla niego najważniejsze. Kupił mu jakąś kanapkę w barze i zaprosił w trakcie rozmowy do siebie na noc. Dario zrobił w myślach szybki przegląd sytuacji. Oczy Bengta - tak się przedstawił pączek - mówiły, że chociaż nadużywał w nadmiarze wszelakich uciech cielesnych, to z drugiej strony nie sprawiał wrażenia, że w razie czego nie da sobie z nim rady. Przy czym nie bardzo sobie wyobrażał, co to „ w razie czego” miało by znaczyć w tej sytuacji.
Stwierdził, że poradzi sobie oceniając krytycznie jego mizerną posturę i dobroduszny wygląd. Było już bardzo późno, dwanaście godzin na dworcu, ostatnie dni pełne emocji, a w nogach kilometry marszu po dworcowych zaułkach w wiadomym celu, pozwoliły mu bez większych rozterek przyjąć zaproszenie. W głębi duszy czuł niepokój żołnierza, który wkracza na nierozpoznany obszar nieprzyjacielski, i na którego z każdej strony czyha śmiertelne niebezpieczeństwo. Ale tak naprawdę alternatywy nie było, chociaż miał też obawy, jak on sam zachowa się wobec spodziewanych w końcu rzeczy. Pojechali podmiejskim pociągiem do odległej dzielnicy miasta Teby, czy jakoś tak, co niespecjalnie podobało się Dariowi, ale był już tak złachany, że olał to i prawie zasnął pomimo gaworzenia zadowolonego grubaska. Przekraczając próg nieznanego mieszkania, Dario czuł się jakby popełniał coś brudnego, złego, a jednocześnie jego otwarta natura chłonęła nieznane bez specjalnych obaw, za to z dreszczykiem emocji.
– Wykąp się darling, a ja przygotuję coś dobrego na kolację - rzucił Benek.
Kurczę lubił nawet, jak ktoś zajmował się nim, dogadzał, bo nie dane mu było zaznać tego w nadmiarze, ale jakoś nie odczuwał zwykłego w tym wypadku zadowolenia z tego faktu. Coś nieokreślonego psuło mu przyjemność. Czuł, że to wszystko dzieje się w ściśle określonym celu i choć sam doświadczał tego co teraz Benek tyle, że w stosunku do kobiet, to odwrócenie ról, jakie dokonywało się w tej chwili było gwałtem na jego psychice. To on dzisiaj był zwierzyną, a nie myśliwym!
- Darling, kończ bo kolacja gotowa – słychać było w głosie Benka pewną niecierpliwość.
Najwyraźniej grubasek przebierał już nogami do jego tyłka.. Dario wychodząc z łazienki pomyślał, że tu może zdarzyć się nawet morderstwo. Za żadne skarby tego świata nie wyobrażał sobie seksu z facetem.. No chyba, że z miłości ale to mu chyba w najbliższym czasie nie groziło. Patrząc na stół jasne było, że przewaga żeńskich genów działała u Benka należycie.
Starannie zakomponowany posiłek, serweteczki, kwiatuszki, nie zostawiały wątpliwości co do orientacji gospodarza. Były też oczywiście świece. Na stole pysznił się ogromny, gruby kotlet z młodej polędwicy, była też sałatka warzywna, ser i gorące bułeczki, a po środku królowała duża flaszka czystej wódki.
- Jedz proszę Darling, to wszystko dla ciebie – ja się jak zwykle odchudzam - Benek uśmiechał się w swoim mniemaniu uroczo. Dario westchnął na widok tych wspaniałości, czym wywołał lubieżny uśmieszek zdolnego do wszystkiego kucharczyka.
W tym momencie przypomniała mu się historia, którą przeżył będąc w krótkim, ale intensywnym związku z pewną zakręconą mężatką. Mianowicie nie dawała się pieścić, zanim jej fizys nie został nasycony dobrym żarciem, alkoholem i nie było żadnych okoliczności łagodzących tę zasadę, jak na przykład seks w samochodzie, czy na łonie natury. Dario, dużą część swojej energii poświęcał na przygotowanie dobrej michy, dla mającej te dziwne wymagania partnerki. No i jeszcze nie tolerowała całowania, bo jak twierdziła „ szkoda na to czasu”. Poza tymi uciążliwymi przywarami, była nienasyconą i atrakcyjną kochanką gotową na wszystko, co nie typowe i nowe. Jednak męki czekania aż wymiecie wszystko z talerza i opróżni butelkę, kiedy Dario cierpiał z bólu niemożności natychmiastowego spełnienia, doprowadziły w końcu do zakończenia stresującego układu. Było to wbrew jego niecierpliwej naturze…
Dario wbił zęby w soczyste mięso kotleta, a Benek nalał wódki do kieliszków i oczywiście zaproponował brudzia.
„O kurwa!- zabiera się do całowania!!!” Przełknął to z kawałkiem kotleta. Grubasek kręcił się koło niego, tokował i robił miły nastrój do… Właśnie do czego?
Chociaż w rozmowie sugerował mu, że jest śmiertelnie zmęczony i jutro będzie w lepszym nastroju, to bał się zdecydowanie odmówić nie wyobrażając sobie noclegu na ulicy. Znowu miał podłe uczucie, że robi coś brudnego. Sytuację pogarszał słaby angielski, w końcu nie były to dialogi z podręcznika, chociaż może przydałby się taki bardziej niekonwencjonalny.
Miał spać we wnęce przy kuchni, ponieważ mieszkanie nie było przesadnie duże i dalekie od luksusu. Widać było, że właściciel specjalnie nie dba o porządek i czystość. Było to trochę dziwne, bo z tego co wiedział do tej pory, ten typ „mężczyzny” przykładał dużą wagę do tych rzeczy. Znacznie później okazało się, że Benek był prostu alkoholikiem, jak zresztą duża część jego rodaków i miewał problemy z normalną egzystencją.
Nastąpiło to co miało nieuchronnie nastąpić … Koniec kolacji podwyższył napięcie, jakie i tak już było wyczuwalne między nimi, ale sytuacja prawie wymknęła się z pod kontroli, kiedy wyszedł na jaw pewien, trochę bulwersujący fakt upodobań Daria względem jego bielizny osobistej.
Na nieszczęście dla niego, w sytuacji w jakiej się znalazł, lubił nosić majtki dziewczyn, z którymi sypiał. Ten egzemplarz miał po Karin, która chociaż w pierwszej chwili mocno zaskoczona dała mu je bez problemu. Może traktował to jako swoiste trofeum, albo była to jakaś nieszkodliwa forma perwersji i zawirowań na tle niedookreślonej jeszcze płciowości? Sam nie umiał jasno tego wytłumaczyć ani sobie, ani tym bardziej Benkowi, który go w tych koronkowych gaciach zobaczył, przechodząc niby przypadkiem przez kuchnię.
Nie trzeba wielkiej wyobraźni, żeby odtworzyć scenę jaka się rozegrała w tym małym, zapyziałym mieszkanku na peryferiach stolicy państwa szwedzkiego. Benek, niemal z obłędem w oczach, przypuścił natychmiastowy szturm na konającego ze zmęczenia Daria.
„Tu poleje się krew” - zdążył pomyśleć, jednocześnie walcząc niemal z grubasem usiłującym położyć się do jego łóżka i bełkoczącym coś w swoim języku. Tak bardzo się nie pomylił. Kiedy po raz szósty, już nad ranem poczuł, że Benek leży w łóżku i majdruje przy jego dupie, Dario przestał być asertywnie uprzejmy i nie zważając na konsekwencje złapał z kuchni nóż i goniąc amatora kwaśnych jabłek, wrzeszczał w różnych językach.
- Pierdolony chuju zabije cię …! Hande hoch..!Ruki wierch.!
Goły grubasek, ze stojącą żałośnie kuśką pod zwisającym brzuchem, wykazując niepasującą do niego skoczność i też wrzeszcząc, tyle że ze strachu, wyrywał do swojego pokoju. Zgrzytnął klucz w zamku i nastała cisza. Po chwili dobiegły z pokoju jakieś szlochy, słowa przeprosin, ale Dario nie mając już sił na cokolwiek więcej, wrócił do łóżka nóż przezornie kładąc pod poduszkę.
Jeśli przyjąć, że była to jakaś forma gry wstępnej to bardziej oryginalnej jak do tej pory nie doświadczył. Spał już bez żadnych przeszkód do południa. Kiedy otworzył zapuchnięte oczy, ujrzał uśmiechniętego Benka, przepasanego gustownym fartuszkiem w duże, pewnie szwedzkie grochy.
Tłuścioch krzątał się żwawo po kuchni szykując śniadanie, czym trochę zaskoczył Daria, który nie spodziewał się po nocnych wydarzeniach takiego obrotu sprawy. Był raczej przygotowany na szybką ewakuację z powrotem na dworzec i dalszą walkę o przetrwanie. Ale widocznie cała ta sytuacja była dla Benka w jakiś sposób atrakcyjna i traktował ją być może, jako niezwykle ekscytujący wstęp do przełamania oporu wymagającego partnera.
„Nie dla kury świątynia szwedzki kolego” - stwierdził zdecydowanie Dario, zastanawiając się skąd mu się takie trafne w tej sytuacji powiedzenie przypomniało. Było jasne, że jeśli chce zostać kilka dni w tym miejscu, to czeka go poważna rozmowa z gospodarzem, a o innym rozwiązaniu nawet nie chciał myśleć.
Przez krótką chwilę uzmysłowił sobie, w jak paranoicznej sytuacji się znalazł. Powiedzmy sobie szczerze, że nie wyglądało to całkiem normalnie. Oto leżał sobie w łóżeczku, on, stuprocentowy hetero, w obcym kraju, w mieszkaniu podstarzałego amatora młodych chłopców i obserwował go, jak krząta się w fartuszku robiąc mu śniadanko.
„Szybko to jakoś leci, tylko dokąd go to wszystko zaprowadzi?”- zdążył pomyśleć, zanim usłyszał słodkie.
- Good moorning darling. Odpocząłeś?
- Chyba tak - niepewnie odpowiedział Dario, zaskoczony ciepłym powitaniem, jakby to co się zdarzyło w nocy było tylko snem.
- Słuchaj, Darling, ja ciebie bardzo przepraszam za wczorajsze ekscesy, ale to wszystko przez alkohol i rozumiesz tak w ogóle…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz