Rozmawiałem z jedną z tych olśnionych...
Dziwna była to rozmowa.
Zaraz po olśnieniu, a było nie byle jakie, bo pani wyprowadziła się nawet z chalupy, delikwentka wzięła się za siebie. Brała się tak ze dwa miesiące, a może ciut więcej: kultura, podróże, joga, dieta, i tzw.przygodny seks. Przyjemne i potrzebne rzeczy skądinąd.
Wróciła, kiedy dowiedziała się, że mąż zamiast płakać i wyć z rozpaczy po niej, zaczął robić mniej więcej to samo. Może też go olśniło, tylko trochę później. Jednak to tylko facet...
Z dalszej opowieści wynikało, że świetnie to zrobiło ich zardzewiałemu cokolwiek związkowi. Mieli sobie nareszcie co opowiadać i w łóźku jakby wiosna znowu. Powiedziała, że teraz prasuje mu koszule nie tylko z obowiązku. Cieszy ją ta robota i sama nie wie dlaczego.
On też się podobno cieszy, że może jej naostrzyć nóż, kiedy ona kroi mięso na obiad...
Ot takie drobne sprawy, które w zasadzie we wspólnym pożyciu niewiele znaczą, jeśli ono trwa.
Jeśli nie, to przestają być drobne. Stają się fundamentalne.
To na razie tyle, czego się dowiedziałem. Jak się trafi coś jeszcze, to zaraz napiszę.
Pozdrawiam serdecznie drm.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz