Siedzę przed telewizorem, a właściwie siedzimy. Pogoda chujowa, jak zwykle w majówkę i chociaż jeden taki, któremu żona kazała zgolić wąsy, nawołuje do urzędowego optymizmu i beztroskiej zabawy, za dobrze nie jest. Wiem, że to nie patriotyczne podejście, ale na razie chyba za to z roboty nie wyrzucają, więc mam to w dupie, tym bardziej, że w jakiejś robocie z szefem i kadrową byłem ostatnim razem ze dwadzieścia lat temu. To jest prawdziwe nie podrabiane szczęście i z tego właśnie źródła bije mój niezatapialny dobry nastrój.
Tym co od razu zapytają: a skąd kasiora,odpowiem, że nie wiem. Każdy musi znaleźć w sobie jakiś talent i zdolności, które go uniezależnią od talentów innych, bardziej obrotnych. No, ale do tego trzeba czasu i zadumy nad swoim losem, a na to przecież czasu nie ma, bo trzeba rano do roboty.
O! W telewizorze widać panienkę w łódce. Ona macha wiosłami, a na przeciwko rozwalony na ławce facet drapie się po jądrach. Czasy jak widać nie sprzyjają kobietom, no chyba że tym co lubią machać tym i owym i robią jeszcze z tego ideologię. Ale tak naprawdę wydaje się, że robią to z konieczności. Brak dobrych i mocnych wioślarzy spycha je na kręte i śliskie drogi absolutnej niezależności, od której serce wpada w arytmię, a wyschnięte gardło domaga się mocnej wódki.
Ale dosyć tego czarnowidztwa! Jeszcze ktoś zadzwoni i opierdoli niepoprawnego optymistę. Chociaż deszcz rozpadał sie już na dobre i orzeł, który jeszcze podobno moźe, spływa czekoladowymi łzami i teraz to już naprawdę trzeba zwlec sie do lodówki i otworzyć następne piwo.
Kończę, bo niestety nie wiem co dalej pisać, a nie stać mnie na suflera, tak jak niektórych, których stać, To natomiast co podpowiada mi małżonka, nie koniecznie zgadza się z ideą tego posta.
Pozdrawiam serdecznie drm.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz