Taki przypadek...
Kolega po dużym piwie i ćwiartce żołądkowej, nie patrząc mi w oczy, wyznał swój osobisty ból godzący w podstawy bytu męskiego gatunku.
Otóż jego kobita( tak się wyraził), od jakiegoś czasu seks traktuje w kategoriach raczej pewnego przymusu niż przyjemności i według niego stara się jak najszybciej mieć to już za sobą. Jeśli już w ogóle da się namówić na małe co nieco.. Ponieważ temat wydał mi się interesujący, zapytałem ostrożnie o szczegóły.
Chodziło o to np. że w trakcie dłuższego niż zwykle stosunku, owa kobita bez ogródek potrafiła sprowadzić kolegę do parteru, mówiąc lekko zirytowanym głosem, żeby kończył "bo jutro nie święto i ona musi rano do roboty..." Już nie wspomnę, że po wszystkim ona się odwraca i zasypia, a on analizuje co zrobił nie tak...
Ja p.... O mało nie zaksztusiłem się wrocławskim. Różnych rzeczy się człowiek nasłuchał przez tych kilkadziesiąt lat, no i przeżył na własnej skórze, ale taki numer?!...
Zapadła niezręczna cisza, która trwa we mnie do dzisiaj, a piliśmy trzy dni temu.
Ja wiem, że na pewno to jego wina, bo nie umie, nie jest atrakcyjny po kilkunastu latach współżycia, nie pasuje do jej nowej fryzury, w której wygląda młodo i atrakcyjnie. No, ale chyba są pewne granice emancypacji, za którymi czai się czarna dziura, do której wsysany jest coraz bardziej słabnący gatunek męski..
Coś się ewidentnie zmienia między nami płciami, ale czy ta rewolucja wyjdzie komukolwiek na dobre?
Szczerze zatroskany drm.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz