Przed chwilą słuchałem w radyjku łysego, milusińskiego wnuczka Gomółki, BB, który z właściwym sobie wdziękiem, wypowiadał się o rezygnacji, też już łysiejącego Donalda z kandydowania. Chyba jako jedyny o dziwo nie rwał włosów z rozpaczy[ no.. ale też i miał łatwiej ], ale pochwalił go za bardzo mądrą, odpowiedzialną itd. decyzję. Uzasadniał to mniej więcej tak.
- Donald to urodzony fajter, wygrywał siedem razy, a jak sprawdził na swoich prywatnych sondażach, że tym razem może przegrać, podjął jedyną możliwą decyzję. Świadczy to o niewątpliwej wielkości tego człowieka i o tym, że jest on wielkim mężem stanu, może nawet największym. Koniec, kropka.
Jedynym komentarzem jaki mi się nasunął po tej jakże odkrywczej wypowiedzi, to scena, którą zaobserwowałem w swoim domu. Otóż dwuletni wnuczek [ mój własny, nie Gomółki] wyganiał psy leżące beztrosko na łóżku. Ze szczotką zmiotką w ręku, zwrócił się do nich mądrze, odpowiedzialnie itd, w te oto słowa;
- A SIO DZIADY!!!
drm
Nie chce mi się wierzyć, że Tusk w ogóle rozważał kandydowanie. Wiem, że jesteśmy najwspanialszym narodem na świecie i to my powinniśmy być tym wybranym, ale jednak bycie Prezydentem Polski byłby dla Tuska sporym spadkiem pozycji.
OdpowiedzUsuńDwa wybrane narody to o jeden za dużo, niech już będzie ten jeden. Czytam, że żona zabroniła mu kandydować i to mnie najbardziej przekonuje, jako że mam w tej materii spore doświadczenia ze swoją...
Usuń