poniedziałek, 4 sierpnia 2014

NIEPIĘKNE JEST ŻYCIE STARUSZKI....

Jestem jak obiecałem tydzień temu...
PIĘKNA  KATASTROFA!!!!
Ale od początku.
Pamiętacie miał być eksperyment ze stauszką w roli zwierzyny łownej spacerujacej w pobliżu nocnych klubów miasta Warszawy. Z wielkim trudem namówiłem do niego znajomą emerytkę, co prawda taką na pomostówce, ale innej się nie dało. Magda jej było i chyba jeszcze jest, chociaż od niedzieli nie mam z nią żadnego kontaktu, co samo w sobie jest trochę niepokojące. Ale do rzeczy!
Staruszce Magdzie naopowiadałem, że piszę teraz poradnik dla kobiet i niezbędnie  potrzebuje jej pomocy. Po ćwiartce nalewki truskawkowej, którą trzymałem w szafce na specjalne okazję, oraz obietnicy zreperowania jej przeciekajacego od dziesięciu lat kranu w łazience, wyraziła w końcu zgodę. Po wyjawieniu szczegółów chciała jeszcze się napić i musiałem dygać do Biedronki po flaszke wermutu. Po osuszeniu trzech czwartych była gotowa na wszystko. Z własnej woli zobowiązała się, że gwizdnie córce stringi i czerwoną spódniczkę z zajebistego tureckiego skaju. Byłem zachwycony i nawet zaczęło mi przychodzić to i owo do głowy.. Dlatego szybko wysłałem ją do chałupy żeby  zrobiła co obiecała i umówiłem się z nią na Mazowieckiej o północy. Konkretnie na rogu od strony dawnej Viktorii.
Kiedy dotarłem tam na kwadrans przed umówionym spotkaniem, okazało się, że róg był już zajęty przez stadko nawalonych młodych lasek, z których dwie obrzygiwały właśnie szacowne mury banku. Kilka innych wycierało sobie sukienki papierowymi serwetkami, a obok nich stała długa na dwadzieścia metrów limuzyna. Nieźle się zaczyna gorąca noc, pomyśłałem z zadowoleniem i przesunąłem sie nieco dalej. Po kilku minutach zobaczyłem nadchodzącą od Zachęty moją Magdę. Dla mnie wyglądała jak żyleta!  Szła wyprostowana nieco chwiejnym krokiem, no ale nic dziwnego! Na nogach miała czerwone szpilki, też pewnie skręcone córce. Wiedziała co ma robić więc pokazałem jej tylko z daleka, że jestem i czuwam jakby  co.
Podniosła zawadiacko kciuk i poszła ku swojemu przeznaczeniu. Podążałem za nią kilkanaście metrów z tyłu, po drugiej stronie ulicy. Przykazane miała żeby spacerować nonszalanckim krokiem i to rzeczywiście robiła znakomicie. Niestety podczas pierwszego nawrotu nikt do niej nie podszedł i nie zaprosił na bezpłatnego drinka, oraz nie zaoferował osobistej opieki. Za to podczas trzecie rundy podszedł do niej rosły ochroniarz, wziął ją zdecydownie pod rękę i i coś tam jej tłumaczył. Po kilku minutach doszło do szarpaniny i w końcu nie wiadomo skąd zjawiła się policja. Jeden poseł mógłby coś na ten temat powiedzieć! Po krótkiej chwili moja staruszka zniknęła w radiowozie, a ja uznałem, że ekperyment można uznać za zakończony, chociaż musiałem sam przed sobą przyznać, że dosyć nieoczekiwanie.
Na wnioski musimy wszyscy zaczekać, aż staruszka będzie znowu dostępna, bo na razie jej telefon milczy jak zaklęty. Ciekawe co powie jak w końcu wróci z Kolskiej?
Mam nadzieję, że za kilka dni bedę mógł wam przekazać więcej szczegółów tego interesującego eksperymentu.
Pozdrawiam drm.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz