niedziela, 10 kwietnia 2016



Zmartwychwstalem i tak sobie napisałem na poczatek....



NIMFOMANKA




Tak.. Była nimfomanką. Najpierw nie wiedziała o co w tym słowie chodzi, ale teraz, kiedy przeszukała cały Internet była pewna. Tak naprawdę domyślała się tego wszystkiego co tam wyczytała, kiedy coraz częściej słyszała od kolejnych facetów, że jest świetna w łóżku. Że robi te rzeczy z sercem, troską o siebie i partnera, delikatnie jeśli taka była potrzeba chwili, albo z dziką namiętnością i zwierzęcą furią, jeśli tak samo jakoś wyszło. Wszystko jej pasowało i ze wszystkiego czerpała pełną satysfakcję. Żaden facet, nawet najbardziej zakręcony w swoich wymaganiach, nie był w stanie wyprowadzić jej z równowagi. Było to tym bardziej dziwne dla niej, że czuła się osamotniona w tej bezinteresownej życzliwości dla tych kreatur, dla których akt spuszczania się, był coraz częściej postrzegany jako zabieg higieniczny, lub pro-zdrowotny. Może i tak było, bo sama czytała w Wivie, że seks podnosi odporność organizmu, a te gogusie są teraz takie wrażliwe na wszystkie te nowinki o zdrowiu i urodzie. Ale wracając do sprawy tej niezwykłej życzliwości dla tych niemot, musiała stwierdzić, że albo ona ma pierdolca, albo miały go jej koleżanki. Wszystkie bez wyjątku traktowały facetów, jako zło konieczne, służące do zapładniania, zarabiania, zapewniania tego czy owego. Żadna z nich nie brała pod uwagę faktu, że to wszystko może przerastać tych nieszczęśników, i że najpierw trzeba zapewnić im jakie takie bezpieczeństwo, michę i regularne pozbawione stresu dymanko. I wtedy wymagać! A nie kurwa, faceta zestresować, wyśmiać, zagonić w kozi róg, a potem czekać z krzywym uśmieszkiem aż mu stanie. Nie! Nie stanie! Wiola już to dawno obcykała. Stanie i to pięknie jak mu się w tym pomoże. I to nie tylko bynajmniej ręką, nogą czy ustami, ale głową. Tak, głową! Jedyny organ jaki tu jest najbardziej potrzebny, to MÓZG. Trzeba kurwa myśleć trochę, a nie wpadać w feministyczną ideologię wyższości nad tymi ofiarami systemu i globalnego ocieplenia! Nawet jeśli tak rzeczywiście jest, a że jest... Tylko, że wykorzystywanie tej wiedzy, nie jest absolutnie w interesie prawdziwych kobiet, to znaczy takich, które jeszcze lubią z facetem zagrać w kulki. Ale co tu gadać. Wiola nie mogła być taka jak jej koleżanki, ponieważ poniżej jej pępka bulgotał prawdziwy kocioł, który wymagał ustawicznej regulacji ciśnienia. W przeciwnym wypadku mogłoby się skończyć katastrofą porównywalną z zatonięciem Tytanika, albo eksplozją Hindenburga. Wszystkie te, właściwie nie potrzebne nikomu refleksje, przyszły Wioli do głowy po spędzeniu wyczerpującej nocy z poznanym kilka lat temu Zdzisławem. Można powiedzieć, że był to jej stały partner, aczkolwiek dawkowany w aptekarskich ilościach. Tak mniej więcej raz na kilka miesięcy, ale trzeba przyznać, że potrafił jak nikt inny, wypruć z niej jej flaki razem z zawartością. Miał specyficzne wymagania i za to go Wiola ceniła, chociaż nie mogła powiedzieć, że ta rzeźnia psychologiczna jej pasowała w całej rozciągłości.
Zdzisław miał aktualnie bardzo stresujące zajęcie – był menadżerem dużego, kosztownego projektu w zagranicznej firmie i wymagał specjalnego traktowania. Specjalistycznego. Oczywiście własna żona nie była w stanie podołać tak skomplikowanej terapii i Wiola musiała zmierzyć się i z tym problemem. Nie rozwodząc się za bardzo, oczywistym wydaje się, że nie mógł być to taki sobie prosty, nieskomplikowany stosunek, jaki zwykle wystarcza w konwencjonalnej sytuacji. Czyli pan – pani, akcja – reakcja, napięcie – ulga, papieros – wódka i do żonki na herbatkę z lipy. To musiało być coś specjalnego i nie koniecznie jakaś wyszukana ekwilibrystyka i erotyczny fitness, ponieważ Zdzisław nie koniecznie miał ochotę na siłowe rozwiązania w kwestii orgazmu. Był i wyglądał na rzeczywiście wykończonego. Chodziło mu raczej o doczłapanie się do tego upragnionego celu i wydatkowanie na ten zbożny cel, jak najmniejszej porcji kalorii. Jako przykładny mąż bowiem, chciał trochę sił witalnych zachować dla żony, którą po swojemu kochał i szanował.
Po kilku spotkaniach ze Zdzisławem, Wiola, siłą swojej inteligencji i kobiecej intuicji, wiedziała co należy robić z tym ujebanym po pachy mężczyzną. Szybko zorientowała się, że sam akt spuszczania miał dla niego absolutnie drugorzędne znaczenie. Miał to być ot taki sobie fajerwerk, który kończył wszystko to, co było naprawdę ważne, zanim do tego doszło. Zdzisław chciał o niego walczyć, zwyciężać, cofać się na z góry upatrzone pozycje i atakować ponownie. Tyle, że bez nie potrzebnej fizycznej mordęgi, a raczej w sferze psychologicznej strzelanki. Taki, kurwa, rycerz w plastikowej zbroi! Kosztowało to Wiolę sporo, ale też dawało jej niemałą satysfakcję, kiedy musiała sięgać do głębokich zasobów jej wiedzy i doświadczenia w tej materii. Gra ta wyczerpywała ich oboje do tego stopnia, że kiedy Zdzisław w końcu chciał nie chciał, wyrzucał ze swojej krócicy ładunek ślamazarnych plemników, oboje odczuwali błogą ulgę, że mają to już za sobą. Z pewnością nie można było tych wyczerpujących psychicznie zapasów nazwać przyjemnością, nie mówiąc już o rozkoszy. Szczególnie, że Zdzisław unikał w tych sprawach takich nadmiernie pompatycznych słów. Wystarczały mu proste wyrazy jak: zrobić dobrze, schlapać się, czy pojęzorzyć w dolinie – to ostatnie usłyszane przez Wiolę po raz pierwszy wczoraj. Było już dobrze po północy, kiedy po raz osiemnasty dopuściła jego „ jęzor” na centymetr od swojej świeżo wygolonej szparki i nie dała mu posunąć się dalej. Zdzisław prawie popłakał się jak facet, któremu bank odebrał samochód za niepłacenie rat w terminie.
Chcę pojęzorzyć w twojej dolinie – załkał, a Jola ze śmiechu rozluźniła żelazny uchwyt, którym trzymała głowę Zdzisława z dala od obranego przez niego celu i droga do jęzorzenia została mimowolnie otwarta.
Skąd ty znasz takie wyrażenia? – spytała autentycznie zaciekawiona.
Zdzisław nie przerywając jęzorzenia, do którego dorwał się jak pies do kości, którą ten zakopał miesiąc temu i dopiero teraz szczęśliwie odnalazł, niewyraźnie zabełkotał.
Jeden Arab w robocie mi powiedział.
To u was Araby pracują? – zdziwiła się.
Słyszała, że te Arabusy mają strasznie duże fujary i od tej pory nie przestawała o tym myśleć. Weszła nawet z ciekawości do sieci, wpisując hasło „duże fujary”, ale kiedy zobaczyła pierwszą z nich wielkości sporego kabaczka, tyle że czarnego jak smoła, spanikowana zamknęła szybko stronę. Trochę tego było za dużo, nawet dla niej.
Nie tylko – wymamrotał Zdzisław – Ruskie, Angliki, Francuzy..
No co ty tam robisz? A sio! – Wiola zreflektowała się, że za długo trwa ta sielanka i ścisnęła udami nos intruza, który zaskoczony nie zdążył zareagować ucieczką.
Boli – wycharczał.
Ma boleć – głos Wioli zawibrował nietajoną satysfakcją z dobrze wykonanej roboty.
Rozluźniła po chwili kolana i Zdzisław pojawił się na powierzchni z lekko zniekształconą twarzą.
Trochę za mocno –poskarżył się jak dzieciak, któremu ojciec niechcący przytarł za mocno nosa.
Wiola nie odpowiedziała. Odwróciła się tyłem i udała całkowitą obojętność na to, co się wokół niej dzieje. Wiedziała, że to wzbudza największe emocje u Zdzisława i chociaż to najbardziej go wkurza, to zarazem ten masochista –amator ma z tego najwięcej zadowolenia.
Leżał chwilę nieruchomo. Czuła niemal jego złość na swoich plecach, czekając na nieuniknione. Wiedziała, że walczy z poczuciem męskiej dumy, która podpowiadała mu prosty komunikat: nie to nie, idę spać. Ale nie trwało to dużej niż minuta, kiedy poczuła jego ciekawską dłoń na swojej lewej piersi. Dała mu ją pomiętosić. Kiedy już mu się znudziło i zjechał poniżej pępka, warknęła.
Gdzie?
Milczał, bo dobrze wiedział, że Wiola nie oczekuje bynajmniej od niego konkretnej odpowiedzi. W końcu wpadł na pomysł i jakoś tak niby niechcący włożył stojącego ptaka w szparę między jej udami. Kiedy nie zareagowała, zaczął delikatnie się poruszać.
Co ty kombinujesz? – padło oskarżycielskie pytanie.
Nie odpowiadał bo właśnie poczuł, że robi mu coraz przyjemniej.
Chyba przesadzasz? – próbował go jeszcze postawić w stan oskarżenia, ale było już za późno.
Zresztą stwierdziła, że trzy godziny tej obopólnej udręki musi na dzisiaj wystarczyć i zaczęła mu trochę pomagać, ściskając rytmicznie swoje sprężyste uda. „Pomysłowy Dobromir” – zdążyła pomyślała ciepło o Zdzisławie, który w tym samym momencie zaczął rzęzić i jęczeć, jakby rodził kamień nerkowy wielkości własnego jądra. Poczuła mokre i gorące „coś” w miejscu gdzie zaczynał się mostek, a kończyła szyja. Albo odwrotnie, zależy skąd zacząć. Wytarła się prześcieradłem i przytuliła Zdzisława obiema rękami do piersi . Ten przyssał się do jednej z nich i zaraz usnął. Wiolę zawsze ogarniało w takiej chwili nie sprecyzowane bliżej uczucie niepokoju i tęsknoty.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz