Czasami, przymuszony przez czynnik niezależny od mnie, składam konsumpcyjny hołd w w jakimś mega sklepie.
Nie mam tam za bardzo co robić, bo widok setek ton wszelakiej trucizny ukrytej, w nie mniej szkodliwych dla ludzi i planety atrakcyjnych opakowaniach, zupełnie mnie nie rajcuje. Obserwuję więc ludzi, którzy z nietajoną satysfakcją wiozą w przeogromnych koszach swoją zdobycz, którą zamierzają truć siebie i swoją rodzinę.
Kto to jest ?!!!
Co ci ludzie oglądają, co czytają, czego słuchają?!
I nagle mnie oświeciło!!!
To ta część narodu, która ma wszystko w dupie i niczego nie ogląda, nie czyta i nie słucha. A nawet jeśli przypadkiem to robi, to niczego nie kuma. Głucha i ślepa, ale za to szczęśliwa.
Nie stresuje się, nie ma depresji z nadmiaru wiedzy o szkodliwości procesu zwanego - życiem.
Można to zauważyć po zadowolonych z siebie fizjonomiach, słusznej tuszy i nieskrępowanej rubaszności, która czasami bywa trochę nieznośna dla tych, którzy jednak czytają, słuchają i oglądają co nieco.
W każdym razie odróżniają się od tych, których spotykam w sklepach z tzw. zdrową żywnością.
Ci bynajmniej nie wyglądają na zdrowych i zadowolonych z siebie i ze swojego życia.
Chudzi, bladzi, snują się niczym senne zjawy, z lekkim wytrzeszczem spowodowanym z pewnością nagminnym czytaniem etykiet, wyglądają raczej na przewlekle chorych i w permanentnej depresji.
Wynika to zapewne z ciągłych rozterek, kiedy jeść, co jeść i czym to zapić, żeby to się w ogóle dało zjeść.
To tyle w tym emocjonującym temacie, a może będzie więcej, bo czynnik niezależny od mnie nakłania mnie do kolejnej, owocnej w obserwacje wizyty. Brrr.
Żeby nie było, że jednych lubię bardziej od drugich! Nic mylnego. Lubię wszystkich i chyba dlatego pomimo wszelkich przeciwności jeszcze żyję...
ps. ciekawe byłyby badania na temat, która wersja żyje dłużej, mniej choruje i czy kiedy już się nażyje i wychoruje, umiera bardziej zadowolona z siebie....
Pozdro drm.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz